Czy zastanawialiście się kiedyś przed sklepową półką z winami, co decyduje o ich cenie? Co kryje się w butelkach za kwoty trzy, czy czterocyfrowe? Przyznaję, że sam nieraz zachodziłem w głowę, czy faktycznie doznania w
Czy zastanawialiście się kiedyś przed sklepową półką z winami, co decyduje o ich cenie? Co kryje się w butelkach za kwoty trzy, czy czterocyfrowe? Przyznaję, że sam nieraz zachodziłem w głowę, czy faktycznie doznania w ustach, jakie są przez nie wywoływane są wystarczającym uzasadnieniem takiego wydatku. Nadeszła okazja, żeby się o tym przekonać. Zapraszam do relacji ze spotkania z winem, podczas którego miałem okazję przekonać się, czy drogie wina są faktycznie warte tyle, ile sugerowałyby ich ceny…
Wszystko zaczęło się pewnego czerwcowego popołudnia, gdy właśnie zbierałem się do wyjścia z pracy. Zadzwonił do mnie Pan Piotr Kuźnia, właściciel sklepu dionizos.com. Z Panem Piotrem znamy się już od dłuższego czasu – wielokrotnie bywałem na degustacjach, które organizował, od czasu do czasu robię również zakupy w jego sklepie. Tym razem jednak zapytał, czy nie chciałbym z moją drugą połówką spróbować w ciemno kilku win, w ramach prywatnego spotkania. Nie powiem – byłem równie mile zaskoczony, co podekscytowany. Pomysłem Pana Piotra było zorganizowanie niewielkiej degustacji w kameralnym gronie, aby przekonać się czy wina kosztujące po kilkaset (a niektóre ponad tysiąc) złotych, są faktycznie warte swojej ceny. Szybka zrzutka i już półtora tygodnia później spotkaliśmy się w dziesięć osób w umówionym miejscu… Słowem wyjaśnienia – degustacja odbyła się w czasie, gdy obostrzenia były już zniesione – wszystko odbyło się zgodnie z prawem.
Miejscem degustacji była restauracja Vanilla Sky w hotelu Niebieskim na krakowskim Salwatorze – miejsce wielokrotnie odwiedzane również w ramach oficjalnych degustacji organizowanych przez Pana Piotra. Ta restauracja ma niesamowity klimat, charakteryzuje się pięknym wnętrzem, przepyszną kuchnią i obsługą na najwyższym poziomie. Jednak największym walorem i wizytówką tego miejsca są tarasy z widokiem na Wisłę i Wawel. Letnim, ciepłym wieczorem, przy zapalonych lampach i okwieconych balustradach człowiek ma wrażenie, że przeniósł się do krainy ze snów. Chwile spędzone w tym miejscu są magiczne i pozostaną na długo w pamięci…
Wracając jednak do samej degustacji – rozpoczęła się ona od krótkiej kolacji, do której podane były dwa wina: Sauvignon Blanc z Nowej Zelandii oraz Pinot Noir. Jako, że nie wchodziły one w zestaw win właściwej degustacji, ale jednak nie odmówiłem sobie przyjemności szybkiej ich oceny, pozwolę sobie przytoczyć noty, jakie ode mnie otrzymały. Sauvignon Blanc – 72/100, Pinot Noir – 66/100. Jeśli tylko dotrę do informacji, jakie dokładnie były to wina, zaktualizuję niniejszy wpis.
Po wspomnianym posiłku przeszliśmy do właściwej degustacji. Przez fakt, że miała odbywać się w ciemno, najpierw ocenialiśmy samo wino, decydując, jak dobre ono jest i jakie posiada walory. Dopiero później przedstawiano nam etykietę z informacją, co właśnie znajdowało się w naszych kieliszkach.
Pierwszy nieznajomy, który pojawił się tego wieczoru miał barwę głębokiej maliny wpadającej w kolory ceglaste. Był krystalicznie przejrzysty. Nos za pierwszym razem rozkwitł wspaniałym, głębokim i dojrzałym aromatem z nutami beczki, delikatnego dębu, dość intensywnymi czerwonymi owocami z ledwie wyczuwalnym dymem. Po dłuższej chwili ewoluował, dodając nuty marcepanu. W ustach to wino było dość intensywne, z dobrze wyczuwalnymi nutami alkoholu. W smaku wyczuwalne również ostrzejsze nuty, jakby pieprzu lub ostrej papryki, poza tym wszechobecne czerwone owoce. Przyjemne dopełnienie stanowiły taniny: średnio intensywne, ale delikatne i dobrze ułożone. Natomiast zaskakująco krótki, choć treściwy i równie przyjemny okazał się posmak. W ogólnym rozrachunku to wino na początku uzyskało u mnie ocenę 78/100, jednak po kilkunastu minutach kontemplowania tego dzieła uznałem, że zasługuje na 82/100. Zmiana wyniknęła z tego, jak pięknie rozwinęło się w kieliszku. Pierwszym bohaterem tego wieczoru okazało się Gaja Pieve Santa Restituta Brunello di Montalcino z 2014 roku. Średnia cena tego wina waha się w granicach 100 dolarów za butelkę (na podstawie danych z portalu vivino.com), chociaż można je kupić w dużo bardziej atrakcyjnej cenie, np. u Pana Piotra w Dionizosie, w granicach 270zł. Z moją ukochaną, jak i z innymi uczestnikami zgodnie stwierdziliśmy, że przez dynamikę i głębię tego wina, broni ono swojej ceny.
Właśnie sobie zdałem sprawę, że końcówka ostatniego akapitu może sugerować, że jest to artykuł sponsorowany. Chciałbym jednak podkreślić, że tak nie jest i nie otrzymałem w związku z nim jakiegokolwiek honorarium. Najzwyczajniej w świecie, po tej degustacji Pan Piotr wprowadził do swojej oferty niektóre z win, posiłkując się recenzjami z degustacji i oczywistym jest, że w pewnym stopniu będę się wspierał cenami z jego sklepu. A skoro w tytule tej publikacji padło pytanie, czy drogie wina warte są swoich cen, to naturalnym jest, że w miarę możliwości te ceny muszą się w takiej, czy innej formie pojawić…
Wracając do degustacji… drugie wino, które zagościło w kieliszkach miało barwę malinową z ceglastymi refleksami. Nos był zdominowany przez nuty petrolowe, z dużą ilością nafty na czele. W bukiecie natomiast petroli ani śladu, za to ogromna ilość czerwonych owoców, bardzo dynamicznych, zmieniających swój charakter i strukturę na języku z upływem czasu. Sam bukiet był troszkę słodszy, bardzo przyjemny i ułożony, na dłuższą metę aksamitny w odbiorze. Taniny były jednak dość słabe, nie wpływając na ogólny odbiór tego wina. Natomiast posmak zwalał z nóg, był bardzo długi, bardzo przyjemny, zgodny z bukietem. Jeśli miałbym go określić jednym słowem – po prostu piękny! Mój osobisty werdykt to 87/100. Wielkie odsłonięcie butelki ukazało nam etykietę The Contender Paul Lato Pinot Noir 2014. Cena tego wina po szybkim researchu oscyluje w granicach 90 dolarów za butelkę. Tutaj znowu wśród gości degustacji pojawiła się opinia, że wino jak najbardziej broni swojej ceny.
Dotychczasowe dwa wina, można by powiedzieć – nie wzbudziły zbyt zażartej dyskusji. Po prostu naprawdę dobre butelki, wszyscy się zgodzili, że cena jest adekwatna do doznań, jakie oferują. Wtedy zagościł na stole kolejny nieznajomy. I się zaczęło… Pozwolę sobie zacząć od mojej osobistej oceny.
W kieliszku pojawiło się klarowne czerwone wino o odcieniach jeżyny. Aromat był dość słaby, ulotny, z intensywną nutą alkoholu i niezbyt ułożonymi czerwonymi owocami. W smaku również dobrze wyczuwalny alkohol, z bardzo przyjemnym słodszym smakiem ciemnych owoców przełamanych nutą delikatnej kwasowości o charakterze owoców czerwonych – malina, kwaśna wiśnia. W odleglejszym tonie pojawiła się też nuta końskiej derki i starej izby. Taniny średnio intensywne, powiedziałbym, że niewiele brakowało, żebym powiedział słabe. Posmak był dość krótki, choć treściwy. Generalnie to wino sprawiało dla mnie wrażenie jeszcze nie ułożonego. Nadal było ono bardzo dobre, dostało notę 81/100, ale wypadło bardzo blado na tle pozostałych, dotychczas spróbowanych. Jak dla mnie ewidentnie brakowało mu kilku lat uspokojenia i dojrzewania w butelce w zacisznej, piwnicznej ciemności.
Ciekawy okazał się odbiór tego wina wśród pozostałych gości tego wieczoru. Sądziłem, że ja to wino oceniłem dość negatywnie, choć nie ma to aż takiego odzwierciedlenia w ostatecznej nocie. Ale to, co było słychać na jego temat przy stole… Pozwolę to sobie podsumować następująco: gdy po skończonej degustacji pozostały jeszcze wina w butelkach do wypicia, nie było odważnych, którzy skusiliby się na dolewkę z tej właśnie… Jeśli zastanawiacie się, co było przedmiotem takich reakcji, już spieszę z odpowiedzią. To 2015 Dominio Pingus Ribera del Duero Flor de Pingus – 100% Tempranillo, które wyszło spod ręki słynnego Dominio de Pingus. Cena tego wina waha się w granicach 100 – 130 dolarów za butelkę. Wszyscy zgodnie stwierdziliśmy, że niestety ta cena jest niewspółmiernie wysoka w stosunku do wrażeń, jakie oferuje. No cóż… Pierwsze wino tego wieczoru, które poległo…
Po burzliwych dyskusjach nadszedł czas, na czwartego bohatera trwającej degustacji. Był on klarowny, również o odcieniach jeżyny, jednak o ton ciemniejszych od Pingusa. W nosie były dość dobrze wyczuwalne nuty ziemiste, przełamane ciemnymi owocami, w szczególności jeżynami i jagodami, za nimi szła delikatna nuta masła, dla mnie po pewnym czasie przybierająca nieco na sile. Bukiet wypadał dużo lepiej niż nos, poza ciemnymi owocami, zgodnymi z tym, co wyczuwalne w aromacie, pojawiła się dobrze wyczuwalna słodycz czerwonych owoców z wiśnią na czele. Wrażenia dopełniały nuty pieprzowej ostrości. Taniny były średnio intensywne, ale przyjemne, natomiast posmak niezbyt złożony i dość krótki. Ogólna ocena tego wina w mojej opinii to 85/100. Odsłonięcie butelki ujawniło etykietę 2013 Valbuena 5º Vega Sicilia – Ribera del Duero. Jeśli chodzi o cenę, tutaj ciekawa sytuacja – następnego dnia po degustacji wpadłem na małe zakupy do jednej z krakowskich galerii, gdzie w pewnym salonie z winami znalazłem akurat to wino w zawrotnej cenie 999zł za butelkę. Przyznam szczerze – mimo, że wino było bardzo dobre, to w żadnym wypadku tyle bym za nie nie dał… Podsumowując, nawet z tak pozytywną notą, nie ma możliwości, żeby obroniło swoją cenę.
Kolejne, piąte już wino było klarowne i miało kolor ciemnej maliny. Natomiast aromat różnił się dość znacznie od tych, które do tej pory się pojawiły. W nosie była wyczuwalna nuta starej izby i wody kolońskiej, zaraz za nimi pojawiała się czarna porzeczka i delikatnie majaczył w tle alkohol. Ogólnie aromat określiłbym jako dość dziki. Smak był niesamowicie intensywny, w charakterze słodyczy czerwonych owoców wzbogaconych czerwoną i zieloną papryką. Taniny były niezwykle delikatne, wyjątkowo dobrze ułożone, a sam posmak długi i bardzo przyjemny. Moja końcowa ocena to 90/100. Tym dziełem okazał się blend bordoski, ale pochodzący z Kalifornii – Ridge Monte Bello 2015. Jego cena wynosi ponad 1000zł, dochodząc do 1200zł za butelkę. To było dla mnie pierwsze wino, co do którego nie byłem w stanie zdecydować, czy było warte swojej ceny. Z jednej strony, jak pomyślę o kwocie ponad 1000zł za butelkę to kręci mi się w głowie (nie, nie od alkoholu :P). Z drugiej jednak, nie bardzo byłem sobie w stanie wyobrazić, czego oczekiwałbym po winie z taką ceną… Zdawałem sobie jednak sprawę, że tutaj w grę wchodzą już niuanse i to właśnie dla nich winemaker dokłada wszelkich starań i wkłada ogrom pracy, która w konsekwencji winduje cenę jego dzieła. Po dłuższym zastanowieniu stwierdziłem, że na ostateczną decyzję musiałbym poczekać jeszcze z 10 lat z drugą butelką, żeby się przekonać, jak to wino się zestarzeje. Jednak przyznaję – zaryzykowałbym taką kwotę, wiedząc, jak ono prezentuje się dzisiaj. Przyjmijmy, że mimo bajońskiej, jak na przeciętnego zjadacza chleba, sumy za butelkę wina, broni ono, albo dokładniej – walczy w obronie swojej ceny.
Tego wieczoru zostało przed nami jeszcze jedno wino, klarowne, w kolorze ciemnej maliny… Nos charakteryzował się bardzo mocną czarną porzeczką oraz intensywnym alkoholem. Powiedziałbym, że to wino było po prostu niezbyt ułożone w aromacie. Natomiast bardzo nadrabiało smakiem – mocniejsze nuty czerwonych owoców, młode drewno, lekka słodycz beczki, w drugim uderzeniu trochę ostrości, ale ciężko powiedzieć, czy paprykowej, czy jednak pieprzowej… Taniny były średnio intensywne, ale bardzo dobrze ułożone i współgrające z ogólnym odbiorem wina. Posmak był bardzo długi i bardzo przyjemny. Końcem końców, mimo niezbyt dobrego pierwszego wrażenia w nosie, to wino uzyskało u mnie ocenę na poziomie 86/100. Ostatnim bohaterem tego wieczoru okazała się Clos Apalta 2013 – Chilijska wersja blendu bordoskiego, której cena oscyluje w granicach 650 – 700zł za butelkę. Mimo, że nota wypada bardzo pozytywnie, to jednak wciąż uważam, że jej koszt nie jest uzasadniony.
Wieczór zakończył się na tych sześciu winach. Spośród nich, w mojej ocenie trzy poległy z kretesem, dwa uznałem za warte swoich cen i jedno, które walczy. Warto nadmienić, że w opinii pozostałych uczestników degustacji, to wino jak najbardziej oferuje doznania, które uzasadniają jego koszt. Zastanawiam się teraz, jak właściwie podsumować ten wynik. 3 wina na 6… Na pewno jest to rezultat dyskusyjny. Z drugiej jednak strony nie wiem, czy jest on wystarczający, aby jednoznacznie odpowiedzieć na pytanie zadane w tytule. Miałem okazję uczestniczyć w jeszcze jednej tego typu degustacji, tym razem jednak w wydaniu białym. Już teraz zapraszam do drugiej części prób udzielenia odpowiedzi na pytanie: czy drogie wina są warte swoich cen. Może biel rzuci więcej światła na ten temat…
W krótkim podsumowaniu chciałem wspomnieć o długiej przerwie od ostatnich publikacji. Ostatni czas był dla mnie dość burzliwy i nie byłem w stanie znaleźć dłuższej chwili na dokończenie tego artykułu. Tym bardziej cieszę się, że zajrzeliście i dotarliście do końca lektury. Tradycyjnie zapraszam do kolejnych wpisów oraz do sekcji komentarzy.