Château de la Rivière Fronsac 2010

Château de la Rivière Fronsac 2010 – wino, któremu przypadło w udziale uzyskać pierwszą ocenę publikowaną na tym blogu. Oczywiście nie licząc serii „Z szuflady”, do której gorąco zapraszam. Oto moje wrażenia z degustacji tego

Château de la Rivière Fronsac 2010 – wino, któremu przypadło w udziale uzyskać pierwszą ocenę publikowaną na tym blogu. Oczywiście nie licząc serii „Z szuflady”, do której gorąco zapraszam. Oto moje wrażenia z degustacji tego francuskiego wina z regionu Bordeaux…

Château de la Rivière Fronsac 2010

Nadszedł miły piątkowy wieczór. Za oknem mróz, w końcu wciąż luty, światła w domu pogaszone, a w kominku wesoło strzelały sobie płonące drewniane szczapy. Gdy tak kontemplowałem chwilę, naszła mnie ochota na kieliszek wina. Tak oto rozpoczęła się degustacja Château de la Rivière z rocznika 2010 – francuskiego wina pochodzącego z regionu Bordeaux. Było to czerwone wytrawne wino apelacji AOC stworzone przez winnicę Château de la Rivière jako bordowski blend z alkoholem na poziomie 15%.

Zanim powróciłem z kieliszkami do mojej dziewczyny czekającej przed kominkiem, skradłem kilka chwil, aby ocenić walory estetyczne tego dzieła. Wino miało intensywny kolor ciemnej czerwieni o odcieniu truskawki wpadającej w malinę. Pierścień był delikatnie podniesiony, połyskliwość wysoka. Łzy w tym winie były gęste, grube i bardzo wolno spływające. Pierwsze co mnie zaskoczyło, to klarowność, a raczej jej brak przez zauważalny osad. Wino było przygaszone, może nawet trochę opalizujące. Więcej na temat wrażeń wzrokowych nie byłem w stanie powiedzieć.

Wróciłem więc do mojej ukochanej. Pierwsze chwile, znowu w blasku płonącego kominka, spędziliśmy w ciszy, delektując się aromatem. W nosie były bardzo przyjemnie wyczuwalne nuty drewna i czerwonych owoców, troszkę mocniejsza wiśnia, jeżyny, mocna garbowana skóra i wysuszony tytoń. Intensywność aromatu była wysoka, a mimo przewagi garbowanej skóry i tytoniu, balans aromatyczny był dobrze zachowany. Alkohol nie był prawie w ogóle wyczuwalny. Trwałość aromatyczna również na bardzo dobrym poziomie, nawet po kilkunastu minutach nie nastąpiło żadne utlenienie lub spłycenie.

Po kilku dłuższych chwilach nastąpił moment spróbowania wina. Atak troszkę rozgrzewał wargi i czubek języka, wyczuwalna od samego początku była delikatna ostrość. Wydawało się ono szorstkie, troszkę ostrzejsze, pod kątem dynamiki dość statyczne. Smaki, jakie udało mi się odczuć (i których większość wyczuła też moja druga połówka) to delikatna malina, mocniejsza jeżyna, jagoda, ostrzejsza nuta zielonej papryki, nuta drewna – palony dąb, gorzka czekolada oraz tytoń. Alkohol w smaku był bardzo dobrze ukryty. W kwestii równowagi – jest ona dość dobrze zachowana. Sam balans wypadł dobrze: słodycz, taniny i kwasowość, mimo że ta ostatnia była mocna, dobrze ze sobą współgrały. Wino miało dobrze podkreślony charakter, nie było zbyt pijalne, za to głębokie i przyjemne w odbiorze. Każdy ze smaków był na swoim miejscu. Było pełne, szczere, nie przejawiało żadnych oznak spłycenia. Wino wydawało się być w idealnym momencie do picia, wszystkie składowe dobrze się komponowały, to był chyba dla niego najlepszy okres. Finisz był długi, nawet do ponad minuty, zgodny ze smakiem, całkiem przyjemny. Kwasowość tego wina była wysoka, żeby nie powiedzieć bardzo wysoka. Słodycz na niskim poziomie, raczej przejawiająca się charakterem czerwonych oraz leśnych owoców z nutą tytoniu i drewna. Najbardziej zaskoczyły mnie taniny – były one wyjątkowo słabe. Dużo słabsze, niż spodziewałbym się po takim winie. Na szczęście, choć skromne, były bardzo przyjemne.

Dawno nie degustowałem wina i muszę przyznać, że to powrót do korzeni. Sama degustacja wypadła bardzo przyjemnie, wino doskonale wpisało się w klimat siedzenia przed kominkiem z ukochaną. Delikatne nuty drewna i garbowanej skóry jeszcze podbijały klimat. Wino było dla mnie dobre, można powiedzieć, że prawie bardzo dobre, świetnie się spisało na ten wieczór. Czy mogłoby stanowić wizytówkę Bordeaux – mam chyba wątpliwości. Ciekawe były wrażenia mojej dziewczyny twierdzącej, że poziom goryczki jest za wysoki i przeszkadzający. Bardzo byłem ciekaw, skąd takie wrażenia… Oczywiście do momentu kiedy przyznała się, że próbowała koktajlu jarmużowego z selerem naciowym chwilę przed spróbowaniem wina. Przykład kiepskiego food pairingu – nic dodać, nic ująć. Ja się z jej wrażeniami niestety zgodzić nie mogłem, chociaż próbowałem wspominaną goryczkę jakoś zidentyfikować. Niestety bez większych rezultatów. Miałem przyjemność z picia tego wina, więc uważam, że ocena jest jak najbardziej zasadna. Tego wina nie powinno się pić szybko. Jest przyjemne i warte chwili refleksji. Nie zakładałbym się natomiast, że wymaga powrotu za wszelką cenę. Dobrze się zrealizuje w lekkim i spokojnym wieczorze jako subtelny element do towarzystwa…

Ocena: 73/100.

Pozwalając sobie jeszcze na kilka słów na temat jarmużu i selera naciowego. Celowo i z rozmysłem wspomniałem o nich w podsumowaniu oceny. Niestety ta kombinacja w połączeniu z wytrawnym winem z Bordeaux musiała skończyć się smakową katastrofą. W tym przypadku – nieprzyjemną goryczką zepsutego owocu. Ale z drugiej strony było to też ciekawe doświadczenie degustacyjne. Osobiście sądzę, że dobrze uzyskać świadomość, czym jest food pairing w kontekście wina. Zarówno w pozytywnej, jak i tej negatywnej wersji. Co do pozytywnej – doświadczymy jej na chyba każdej degustacji organizowanej w restauracji. Natomiast co do negatywnej… tu zaczyna robić się ciekawie… Tak jak na przykład podczas naszego wieczoru przy kominku. Gorąco zachęcam do doświadczania wina w połączeniu z jedzeniem. Efekty niektórych połączeń potrafią być naprawdę zaskakujące…